6lib.ru - Электронная Библиотека
Название книги: Bóg Zapłacz!
Автор(ы): W?odzimierz Kowalewski
Жанр: Современная проза
Адрес книги: http://www.6lib.ru/books/B_g-Zap_acz_-198273.html
Wszelkie podobieństwo do osób, rzeczy, sytuacji – będzie przypadkowe.
Był tu już przedtem czy nie? Może i tak. Może był.
Nogi obsuwały się w topniejącym śniegu, zimna wilgoć przenikała do butów, wsiąkała w skarpety, zlepiając palce, chlupotała przy każdym kroku. Nie mógł iść pewnie. Zrywy wilgotnego wiatru szarpały połami płaszcza, które bezradnie usiłował przytrzymać na brzuchu, a mimo to chłód wciskał się pod spód, wypełniał ubranie, spływał po plecach. Każda część ciała dygotała innym rytmem, strugi potu spod czapki mieszały się na policzkach z deszczowymi kroplami.
Skulony, brnął tak przez środek placu targowego, grzęznąc co chwila w roztajałej, brunatnej mazi ze śniegu i błota, omijając zamarznięte jeszcze, śliskie kałuże końskiego moczu. Pokraczne ptaszyska kołowały nad ziemią z przeraźliwym wrzaskiem. Powietrze było gorzkie od dymu, drobinki sadzy z kominów czuł na gołych rękach, nawet na języku, kiedy łapczywie wciągał ogromne hausty.
Wieczór zapadał już nad tym miasteczkiem. Hełm ratuszowe
Название книги: Bóg Zapłacz!
Автор(ы): W?odzimierz Kowalewski
Жанр: Современная проза
Адрес книги: http://www.6lib.ru/books/B_g-Zap_acz_-198273.html
Wszelkie podobieństwo do osób, rzeczy, sytuacji – będzie przypadkowe.
Był tu już przedtem czy nie? Może i tak. Może był.
Nogi obsuwały się w topniejącym śniegu, zimna wilgoć przenikała do butów, wsiąkała w skarpety, zlepiając palce, chlupotała przy każdym kroku. Nie mógł iść pewnie. Zrywy wilgotnego wiatru szarpały połami płaszcza, które bezradnie usiłował przytrzymać na brzuchu, a mimo to chłód wciskał się pod spód, wypełniał ubranie, spływał po plecach. Każda część ciała dygotała innym rytmem, strugi potu spod czapki mieszały się na policzkach z deszczowymi kroplami.
Skulony, brnął tak przez środek placu targowego, grzęznąc co chwila w roztajałej, brunatnej mazi ze śniegu i błota, omijając zamarznięte jeszcze, śliskie kałuże końskiego moczu. Pokraczne ptaszyska kołowały nad ziemią z przeraźliwym wrzaskiem. Powietrze było gorzkie od dymu, drobinki sadzy z kominów czuł na gołych rękach, nawet na języku, kiedy łapczywie wciągał ogromne hausty.
Wieczór zapadał już nad tym miasteczkiem. Hełm ratuszowe
Навигация с клавиатуры: следующая страница -
или ,
предыдущая -